Musimy zachować równowagę
Wywiad z Jeffreyem Nyquistem

Poznań, 30.12.2004

DR: Zastanawiam się jak przebiegały narodziny amerykańskiego antykomunisty w latach 80. Czy była to zwyczajna droga dla amerykańskiego młodzieńca czy raczej całkiem wyjątkowy sposób poszukiwania odpowiedzi?

JRN: Zasadniczo Amerykanie zawsze byli antykomunistami. Na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci zaszły jednak w tym względzie jakościowe zmiany. W latach 50. Amerykanie zdali sobie sprawę, że komunistyczni szpiedzy penetrują nasze instytucje i traktowali to zagrożenie bardzo poważnie. Z upływem lat świadomość tego zagrożenia stopniowo słabła. W okresie przemiany kulturowej, gdy książki i czasopisma zostały zastąpione przez telewizję, publiczność przestała się interesować komunizmem. Tendencja ta uległa odwróceniu, gdy w 1980 roku na scenie pojawił się Ronald Reagan ze swoim oryginalnym, staromodnym antykomunizmem, ale i wówczas wielu ludzi uważało go za wstecznika. I tak na przykład, kadra uniwersytecka przejawiała wobec Reagana nieprzyjazne stanowisko. Mimo to, jako były gwiazdor filmowy, Reagan z łatwością znalazł sposób na przekazanie swojego wojowniczego przesłania za pośrednictwem telewizji. Polityka Reagana funkcjonowała świetnie zanim Gorbaczow nie zyskał jego sympatii swoją "głasnostią" i "pierestrojką". W okresie rządów Reagana głównym ośrodkiem młodzieżowego ruchu antykomunistycznego była organizacja YAF (Young Americans for Freedom). Była to pozbawiona większego znaczenia grupa, złożona z garstki "konserwatywnych" studentów. W kampusie, w którym mieszkało około 20 tysięcy studentów można było znaleźć 10-15 członków tej organizacji. Jako student nauk politycznych na Uniwersytecie Kalifornijskim nie brałem aktywnego udziału w życiu tej organizacji, nie licząc dwóch lub trzech spotkań, na których byłem obecny. Rychło odkryłem, że głównym zajęciem kierownictwa YAFu było palenie marihuany, a także i to, że jedna z koleżanek, pochodząca z Europy Wschodniej, przekazywała moje wypowiedzi lewicującym profesorom. Nie było to zbyt dopingujące doświadczenie. Tak czy inaczej, antykomunizm nie był typowym obszarem zainteresowań (a ci, którzy się nim zajmowali, byli uważani za dziwaków). Nie była to także jakaś droga poszukiwania odpowiedzi, ale raczej, jak w moim przypadku, efekt doświadczeń, jakie nabyłem w środowisku akademickim. Ogromna grupa wykładowców i studentów była marksistami. Nie byli to w żadnym razie sowieccy szpiedzy albo agenci obcego mocarstwa. Byli po prostu zwolennikami socjalizmu nienawidzącymi kapitalizmu. Byli skłonni wierzyć w sowiecką propagandę, uważając jednocześnie, że wszystko to co robi amerykański rząd jest "złe". Kpili z amerykańskiego systemu politycznego, szydzili z amerykańskich wolności, gardzili wolnym rynkiem i w tajemnicy marzyli o rewolucji. Byli to ludzie nacechowani wybujałą ambicją, złością, zjadliwością i pretensjami. Kilku komunistów, których spotkałem, było szczerymi idealistami; większość to zgorzkniałe indywidua urażone faktem swojej kosmicznej nieistotności. W moim przekonaniu Karol Marks był oszustem a komunizm zbrodniczym przedsięwzięciem. W roku 1987 doszedłem do wniosku, że amerykańska tolerancja dla komunizmu w środowisku uniwersyteckim jest dowodem, że nadchodzi amerykańska "smuta". W 1987 byłem całkowicie osamotniony w swoich poglądach, a wierzyłem wówczas, że nadchodzący krach komunizmu, tak jak go przewidywał Anatolij Golicyn, nie będzie równoznaczny z końcem zimnowojennego zagrożenia ze strony Rosji (planami rozbicia światowego rynku i wyeliminowania Stanów Zjednoczonych z rozgrywki o światową dominację).

DR: Czy będę w błędzie jeśli powiem, że amerykański antykomunizm (także dzisiaj) to dziwna mieszanka konsekwentnego konserwatyzmu i nieco szalonych teorii spiskowych? Pamiętam szok, jaki przeżyłem, gdy przeczytałem, że bolszewicka rewolucja w Rosji została sprokurowana przez małą grupkę nowojorskich masońskich strategów. Czy możesz skomentować to zjawisko i czy miałeś własne doświadczenia z ludźmi o takich poglądach?

JRN: Idea, że rewolucja bolszewicka została zainspirowana przez grupę masonów z Nowego Jorku, którą popiera część spiskowych teoretyków, to brudne odpadki po Protokołach Mędrców Syjonu. To teoria pełna intelektualnej trucizny, ignorancka i pozbawiona sensu. Amerykanie, którzy wierzą w takie teorie, są przeciwnikami rządu. Występują przeciwko kapitalizmowi, nieświadomie zbliżając się w ten sposób do komunistów, wyobrażają sobie równocześnie, że dzięki temu występują przeciwko SPISKOWI. W rzeczywistości, zarówno Protokoły, jak i inne podobne bzdury zostały wymyślone przez rosyjską tajną policję w celu manipulacji masami. Obecnie Rosjanie nadal wykorzystują te same metody. Świat Arabski, jak i pozostałe kraje islamskie są owładnięte tego typu nonsensownymi teoriami. To samo można powiedzieć o naszych prymitywnych antykomunistach w Ameryce - jak na przykład przedstawiciele John Birch Society - którzy są przekonani, że istnieje spisek "ponad komunizmem" (czyli kapitalizm). Wielka teoria spiskowa jest w rzeczywistości zaraźliwą intelektualną chorobą.

DR: Czy możesz powiedzieć jaka jest rzeczywista sytuacja antykomunizmu w dzisiejszej Ameryce? Czy to prawda, że antykomunistyczne poglądy są deklarowane głównie przez zwolenników spiskowych teorii? Jak wielu Amerykanów, wolnych od spiskowych naleciałości albo wiary w numerologię, reprezentuje przekonanie, że pierestrojka była podstępem?

JRN: Spotykam albo koresponduję z około trzema setkami ludzi, którzy uważają, że pierestrojka była podstępem, i którzy jednocześnie zgadzają się ze mną, że nie istnieje spisek masoński opisywany przez spiskowych teoretyków. Moja książka została sprzedana w nakładzie 8000 egzemplarzy. Moja witryna internetowa ma około 4000 stałych czytelników. Moja rubryka w witrynie WorldNetDaily miała od 10 do 100 tysięcy czytelników. W kilku różnych programach radiowych miałem ponad 5 milionów słuchaczy. Muszę jednocześnie przyznać, że moje publikacje i audycje napotykały na ogół chłodne lub pogardliwe oceny. Można by powiedzieć, że zostałem zepchnięty na polityczne peryferia.

DR: Jaki był wpływ Anatolija Golicyna na twoje poglądy polityczne i czy można sobie wyobrazić dzisiejszy antykomunizm Jeffreya Nyquista bez doświadczenia z The New Lies for Old?

JRN: Golicyn pośrednio wpłynął na moje poglądy polityczne. Przede wszystkim na sposób postrzegania sowieckiej strategii, co z kolei pozwoliło mi na oszacowanie słabości tkwiących w kapitalistycznym Zachodzie, związanych z hedonistycznym konsumpcjonizmem, odejściem od wartości duchowych i zgubnym wpływem telewizji. Należy sobie uświadomić, że zarówno Rosja jak i Chiny są nadal dużo słabsze od Stanów Zjednoczonych. Ale bogactwo i siła ulegają korozji, jeśli nie są odpowiednio zabezpieczane. Jestem przekonany, że tego właśnie doświadcza Ameryka. Rosja cierpliwie czeka na rozwój sytuacji. W rzeczywistości Rosja potrafi manipulować Ameryką na najprzeróżniejsze sposoby. Chcę także podkreślić, że Golicyn nie jest nieomylny, a jego analiza nie jest w stu procentach poprawna. Nie mamy dostatecznej wiedzy, w jaki sposób działają wewnętrzne struktury "byłego" Związku Sowieckiego. Mechanizmy ich funkcjonowania są zbyt utajnione. Nie znamy nawet poglądów czołowych sowieckich graczy (ich orientacji ideologicznej). Obserwując ich zachowania w ciągu ostatnich piętnastu lat, jestem pewien tylko jednego: Golicyn ma bezsprzecznie rację w odniesieniu do ostatecznych celów rosyjskiej polityki. Niezależnie od tego, co mogą oznaczać "zmiany" przeprowadzone w świecie komunistycznym, istnieje konsekwentne dążenie do wykorzystania tych zmian w celu odsunięcia Ameryki od Europy, zbudowania wojskowego przymierza z Chinami, odnowienia sowieckiego przemysłu zbrojeniowego, użycia zorganizowanych grup przestępczych jako sprzymierzeńców w tajnej wojnie, sabotowania amerykańskiego systemu gospodarczego poprzez kontrolowanie podaży surowców mineralnych i penetrację głównych banków, ostatecznego odizolowania i destabilizacji Stanów Zjednoczonych, i odebranie wszelkich szans na odwrócenie sytuacji i ewentualne użycie amerykańskiego potencjału atomowego. Po osiągnięciu tych celów Moskwa i Pekin planują podzielenie świata na sfery wpływów, przy czym mniejsze państwa miałyby swój udział w "podziale łupów". Można ten cały plan nazwać wielką strategiczną propozycją, która nigdy nie traci na aktualności. Co najwyżej jest dostosowywana do nowych warunków i wymogów. Wewnętrzna struktura moskiewskiego przywództwa nie podlega zmianie (niezależnie od obowiązującej ideologii) - istotne zmiany zdarzają się w tym świecie niezwykle rzadko. Niezależnie od tego jakie są źródła trafnych prognoz Golicyna, czy są związane z jego aktywnością w kręgach kagebowskich strategów, czy też niezwykłą psychosocjologiczną intuicją, właściwie przewidział główne trendy rozwoju stosunków międzynarodowych. Miał niewątpliwie duży wpływ na moje myślenie o polityce.

DR: Cofnijmy się do wczesnych lat 60. Sowiecki szpieg, A. Golicyn przybywa do Waszyngtonu. Przechowuje w swojej głowie wielkie polityczne rewelacje, na tyle istotne, że domaga się rozmowy z najwyższym przedstawicielem amerykańskiej polityki. Pojawia się kłopot. Oczywiście, Kennedy nie może sobie pozwolić na bezpośrednią rozmowę z rosyjskim szpiegiem. Wówczas Golicyn spotyka Angletona, szefa kontrwywiadu CIA, najbardziej kompetentną osobę na tym stanowisku. Przez kolejne 13 lat pracują razem nad przekonaniem amerykańskich polityków o realnym zagrożeniu ze strony komunistów, o celach sowieckiej strategii. Historia tej współpracy nie ma dobrego zakończenia. W 1974 roku Angleton zostaje zwolniony, Golicyn zepchnięty w polityczny niebyt. Czy był to przełomowy moment w amerykańskiej polityce obronnej? Czy istnieje jakiś związek pomiędzy losem golicynowskiego przesłania a amerykańską polityką detente?

JRN: Administracja prezydenta Nixona dokonała spustoszenia w wielu obszarach. Nixonowska polityka detente, jego otwarcie na Chiny, miały oczywiście zgubny wpływ zarówno dla przesłania, z jakim do Stanów Zjednoczonych przybył Golicyn, jak też na Angletona, jako szefa kontrwywiadu CIA. Być może fakty te nie są dobrze znane w Polsce, ale pewien dezerter polskiego wywiadu, Michał Goleniewski, twierdził że doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego Nixona, Henry Kissinger, był sowieckim agentem zwerbowanym przez GRU podczas okupacji Niemiec w 1945 roku. Istniały co prawda poważne zastrzeżenia co do psychicznej kondycji Goleniewskiego, niemniej wszystkie informacje, które przekazywał, były wiarygodne. Zresztą w przypadku Kissingera, istnieją pewne fakty, które zdają się potwierdzać twierdzenie Goleniewskiego. Biografia Kissingera ujawnia, że kilkakrotnie angażował w Departamencie Stanu ludzi, którzy mieli jednoznaczne powiązania komunistyczne. Podejrzenia wzbudza także polityka Kissingera w odniesieniu do Wietnamu i Chin. Układ o kontroli zbrojeń ze Związkiem Sowieckim, jak też decyzja o jednostronnym zniszczeniu amerykańskich zapasów broni biologicznej aż proszą się o wyjaśnienie. Działania polityczne prowadzone później przez protegowanych Kissingera: Lawrence`a Eagleburgera, Brenta Scowcrofta i Alexandra Haig`a także wzbudzają wątpliwości. Bardziej jednak znaczący od potencjalnej penetracji Stanów Zjednoczonych przez sowiecką agenturę wydaje się rodzaj hedonistycznego sposobu myślenia, który owładnął Ameryką począwszy od 1975 roku. Niewygodne wnioski, potrzeba dokonywania trudnych wyborów, reforma instytucji wywiadowczych znalazły się poza sferą zainteresowania. Dominować zaczęła wewnętrzna słabość. Analizy Golicyna i przestrogi Angletona zostały zaklasyfikowane jako "zimnowojenna paranoja". Obawy przed rosyjską penetracją, rosyjskim podstępem były oceniane w kategoriach choroby psychicznej. Mamy tu drobny przyczynek do "socjologii wiedzy". W pewnych warunkach kulturowych, pewne fakty nie mogą zostać poznane, ponieważ są społecznie nieakceptowalne.

DR: Lata osiemdziesiąte były dekadą Solidarności w Polsce. Lech Wałęsa był wielkim bohaterem. Mieliśmy zagrożenie sowiecką interwencją, czołgi na ulicach. Polski sen o wolności. Czy podejrzewałeś wówczas, że wszystkie te wydarzenia mogą być czymś w rodzaju politycznej manipulacji?

JRN: Tu w Ameryce słyszałem wiele różnych rzeczy od moich polsko-amerykańskich przyjaciół, dominowała jednak nadzieja. Na początku lat osiemdziesiątych nie miałem żadnych podejrzeń. Amerykanie bardzo życzliwie przyjęli ideę wolnej Polski; Wałęsa był dla nas bohaterem. Nikt nie zwracał uwagi na przestrogi Golicyna w odniesieniu do Solidarności, które opublikował w 1984 roku w swojej książce New Lies for Old. Golicyn wyjaśniał, że komuniści przejęli ruch Solidarności aby wprowadzić kontrolowane zmiany. Rewolucje z roku 1989 obserwowałem ze sceptycyzmem. Czekałem na krytykę ze strony zachodnich analityków. Ale nic takiego nie miało miejsca. Wszyscy bez wyjątku bezkrytycznie akceptowali zmiany z lat 1989-1991. Nie było żadnej dyskusji. Opublikowano za to kilka antygolicynowskich książek, oczerniających autora i jego idee. Jednym z przykładów jest książka "Cold Warrior" Toma Mangolda. Mangold pojawiał się w wielu programach telewizyjnych, podczas których starał się dowieść, że Golicyn jest niezrównoważony psychicznie. Nie było w nich mowy o trafnych prognozach Golicyna, a jego reputacja została zniszczona.

DR: Ronald Reagan uosabiał nadzieje całego świata antykomunistycznego. Czy możesz wyjaśnić dlaczego właśnie jego prezydentura została wybrana na wdrożenie sowieckiej strategii? Czy była to najlepsza pora czy po prostu przypadek?

JRN: Moskiewscy stratedzy mogli sobie pozwolić na wszystko, pod warunkiem, że uda im się nieco zmiękczyć Reagana. Oczywiście, Reagan był coraz starszy i mniej twardy. Sowieci zdecydowali się podjąć działania w ostatnich latach jego drugiej prezydentury. Po zakończeniu zimnowojennych gier, zaczęli przypochlebiać się Reaganowi. Stwarzali wrażenie ustępliwych. To było bardzo skuteczne taktyczne posunięcie. Zarówno w przypadku Reagana, jak i Thatcher, zadziałała wielka ofensywa oczarowywania, dzięki czemu Gorbaczow został uznany "za człowieka z którym można ubić interes". W takiej atmosferze żaden konserwatysta nie ośmielił się powątpiewać w autentyczność zmian w bloku komunistycznym. W rzeczywistości, konserwatyści z niecierpliwością oczekiwali na moment, w którym będą mogli ogłosić zwycięstwo. Uruchomiony został mechanizm samonapędzający.

DR: Fałszywy rozpad komunizmu, tzw. "demokratyczne rewolucje" w takich krajach jak Polska, Węgry, Wschodnie Niemcy, Rumunia itd. zostały ocenione, wbrew oczywistym faktom, jako prawdziwe historyczne wydarzenia przez elity polityczne Zachodniej Europy i Stanów Zjednoczonych. Czy był to przejaw typowej zachodniej naiwności, dobrze wykonana praca agentów wpływu, czy po prostu szczęśliwy dla Moskwy zbieg okoliczności?

JRN: Ludzie uwielbiają uważać siebie za zwycięzców. Nic bardziej nie pochlebia. Zmiany w Polsce, Czechosłowacji, Rumunii zostały przyjęte z ulgą. To był taki polityczny ekwiwalent narkotyków. Należy przy tym pamiętać, że Zachód był podzielony w kwestii komunizmu, z dominującym poglądem lewicy, że komunizm nigdy nie był poważnym zagrożeniem. Poza tym, jak już wcześniej wspomniałem, Zachód przyjął hedonistyczny styl patrzenia na sprawy.

DR: Czy możemy zatem powiedzieć, że komuniści organizując fałszywe przewroty w zasadzie niczym nie ryzykowali, ponieważ ten który przynosi dobre wieści zawsze jest mile widziany? Czy tę samą zasadę możemy zastosować w odniesieniu do politycznych analityków i polityków?

JRN: Komuniści podjęli ryzyko. Ale Moskwa nigdy nie ryzykuje nazbyt wiele. Po pierwsze komuniści dokładnie spenetrowali zachodnie agencje wywiadowcze. Po drugie dobrze umiejscowieni sowieccy agenci wpływu mogli zagwarantować odpowiednie komentarze prasowe i odpowiednią reakcję Białego Domu. Musimy przy tym pamiętać jak bardzo zmienny, zygzakowaty był proces Pierestrojki. Jak powiedział sam Gorbaczow, to nie była "prosta droga". Gdyby sowiecka "porażka" nie była odpowiednio dobrze i z wyprzedzeniem przygotowana, wówczas prawda bardzo szybko wypłynęłaby na powierzchnię. Jak wiesz, w wielu dziedzinach życia w Rosji widoczne są przejawy anarchii. Ogromny regres pod względem gospodarczym. Rosja bardzo mocno ucierpiała w wyniku realnych problemów, co z resztą pozwoliło na zdyskredytowanie liberalnych reform. Jeśli zaś chodzi o zachodnich analityków politycznych, spójrz na smutny przypadek sowietologa, Francisa Fukuyamę, albo na przypadek doradcy bezpieczeństwa narodowego, Condoleezzy Rice. To nie są myśliciele ani stratedzy.

DR: Czy dysponujesz jednoznacznym poglądem na temat celów i metod sowieckiej strategii związanych z fałszywym upadkiem komunizmu? Z jednej strony mamy jednostronnie rozbrajający się Zachód i intensywne sowieckie zbrojenia dokonywane pod przykrywką legendy o rdzewiejącym sowieckim arsenale. Z drugiej strony mamy wiecznie żywą ideę konwergencji, której celem jest stopniowe łączenie dwóch systemów politycznych. Czy nie sądzisz, w świetle nieustannie narastających lewackich tendencji w krajach Zachodu, że rozwiązanie militarne nie będzie potrzebne?

JRN: To jest świetne pytanie ponieważ dobrze ilustruje różnicę pomiędzy racjonalistycznym myśleniem o historii w zderzeniu z podejściem empirycznym. Każda z walczących stron chce wygrać jak najmniejszym kosztem sił. Zwycięstwo osiągnięte bez walki jest, zdaniem Sun Tzu, "wyrazem wojskowej doskonałości". Ale zjawiska takie jak przewrót, konwergencja, proces podstępnych zmian i korupcji - zarówno na Wschodzie jak i na Zachodzie - prowadzą do intelektualnego i moralnego otrzeźwienia. Nieuchronnym efektem musi być przemoc na katastrofalną skalę, o wymiarze epickim. Nie sposób spowodować aby ludzie całkowicie stracili zdrowy rozsądek, nie sposób zburzyć całkowicie fundamenty porządku. Oczywiście, Rosja i Chiny mają nadzieję na zwycięstwo bez użycia krwawej przemocy. Przeprowadzili wiele poważnych zmian w ramach swoich systemów społecznych - Chiny dokonały prawdziwej gospodarczej rewolucji, Rosja dokonała pozornej politycznej rewolucji w obrębie państw WNP. Ale załamanie się globalnego systemu gospodarczego, opartego w tej chwili na dominującej pozycji Stanów Zjednoczonych, oznacza ogólny kryzys, którego efektem będzie międzynarodowa anarchia i autorytaryzm. To jednoznaczna zapowiedź nadejścia kolejnej wojny światowej.

DR: Czyli uważasz, że wybuch trzeciej wojny światowej jest nieuchronny. Czy masz wyrobiony pogląd jak może wyglądać geneza tego konfliktu? Czego możemy się spodziewać: zmasowanych terrorystycznych ataków na Stany zjednoczone, ataku atomowego, kolejnej wojny z jednym z tzw. wrogich państw, chińskiej agresji na Tajwan?

JRN: Od 1987 roku zastanawiałem się jak w praktyce może wyglądać strategia podstępu. Byłem przekonany, że Zachód zostanie "ogłupiony" bliskim "rozpadem" Związku Sowieckiego. Że Zachód opuści gardę. Po 1989 roku zdałem sobie także sprawę, że antykomunizm przegrywa politycznie, traci wpływy w mediach i w społeczeństwie. Przewidywałem wówczas, że Afryka Południowa zostanie opanowana przez Afrykański Kongres Narodowy, zdominowany przez komunistów, że podobne zjawiska będą miały miejsce w Ameryce Łacińskiej, że najwyższe kręgi rządowe Stanów Zjednoczonych zostaną spenetrowane. Rosja będzie nadal wzmacniać swoją siłę uderzeniową, rozwijając swój arsenał z pomocą zachodniej technologii. Dostrzegałem także możliwość sabotażu gospodarczego a także użycie działań o charakterze terrorystycznym w strategii, choć nie wiedziałem jeszcze w jaki sposób elementy te mogą zostać powiązane. Wnioski były proste. Moskiewscy stratedzy zmierzali do destabilizacji Stanów Zjednoczonych. Było tylko jedno wytłumaczenie tych działań: przygotowania do zmasowanego wojennego ataku. Intencje takie są oczywiste także z punktu widzenia przygotowań do przyszłej wojny, podejmowanych przez różne kraje satelickie, takie jak Kuba, Korea Płn. Jednak taka wojna byłaby szaleństwem, jeśli wcześniej nie podjętoby odpowiednich działań: zdyskredytowania Stanów Zjednoczonych w wyniku krachu gospodarczego, wywołania zamieszek, konfliktów zbrojnych w różnych rejonach świata i spektakularnych ataków terrorystycznych. Jak powiedziałem wcześniej, islamski terroryzm ma na celu odwrócenie uwagi od istotnego zagrożenia. Konflikt iracki nie jest pierwszoplanowym problemem. Jego celem jest związanie sił wojskowych Stanów Zjednoczonych tak aby utraciły one znaczną część swojego potencjału. Decydującym impulsem może być kolejny atak terrorystyczny, który spowoduje poważny krach gospodarczy, a to będzie oznaczać kryzys we wszystkich możliwych obszarach. Ewentualny konflikt w cieśninie tajwańskiej, z udziałem Rosji wspierającej Chiny przeciwko Stanom Zjednoczonym, dobrze pasuje do tego scenariusza. Wojna światowa może zostać wywołana na wiele sposobów, ale kolejny atak terrorystyczny i związana z nim destabilizacja Stanów Zjednoczonych, albo sabotaż gospodarczy będą najpoważniejszymi sygnałami. Rosja i Chiny zaatakują, gdy Stany Zjednoczone utracą kontrolę na swoim arsenałem atomowym, kiedy funkcjonowanie rządu i komunikacja zostaną sparaliżowane, kiedy amerykańskie siły wojskowe zostaną uwięzione w jakimś zamorskim kraju i nie będą miały szansy powrotu. Nastąpią ataki terrorystyczne kierowane bezpośrednio przez siły specjalne Rosji i Chin. Siły te potrafią zastosować każdy rodzaj broni masowego rażenia: broń biologiczną, chemiczną, atomową.

DR: Reprezentujesz bardzo krytyczne stanowisko wobec społecznych i politycznych realiów w Stanach Zjednoczonych. W swojej książce, Geneza IV wojny światowej, przedstawiłeś dramatyczny obraz moralnej i duchowej kondycji amerykańskich obywateli. Jak twoim zdaniem będzie wyglądać przyszłość Ameryki?

JRN: Jestem przekonany, że dolar nadal będzie tracił na wartości, nastąpi poważny kryzys gospodarczy, Stany Zjednoczone staną się niestabilne politycznie, a komuniści (czyli Moskwa i Pekin) wykorzystają tę sytuację w kontekście strategicznym.

DR: Od moskiewskiego puczu minęło prawie 15 lat. W tym czasie w bloku sowieckim nie zaszły żadne prawdziwe demokratyczne zmiany. Komuniści rządzą niemal w każdym zakątku tego smętnego obszaru. Wydaje się, że Zachód nie ma najmniejszego zamiaru zmieniać tej sytuacji. Ma zresztą własne problemy: terroryzm, narkotyki, zorganizowana przestępczość - nie ma czasu na zajmowanie się drugorzędnymi sprawami. W rzeczywistości sam Zachód jest swoim największym problemem. Tradycyjny sens wolności został pochłonięty przez coś w rodzaju czarnej dziury. Ogromna biurokracja, niewyobrażalna korupcja, polityczna poprawność, totalna inwigilacja własnych obywateli, niewyobrażalny fiskalizm, wszystkie te czynniki wyznaczają kierunek, w którym zmierza Zachód. To już nie wolność, ale niewolnictwo. Nowa twarz bolszewizmu. Czy znajdujesz odpowiedź na te zjawiska?

JRN: Muszę skorygować fałszywe wyobrażenie na temat Ameryki, jakie pokutuje wśród wielu mieszkańców Wschodniej Europy. Wiedząc w jaki sposób funkcjonuje amerykański system bezpieczeństwa, znając procedury jakimi podlega policja i odpowiednie służby (sam mam pewne doświadczenie w tej dziedzinie), muszę powiedzieć, że twierdzenie jakoby amerykańscy obywatele byli poddawani "totalnej inwigilacji" jest całkowicie mylne. Pamiętam swój szok, gdy w 1988 roku zapytałem czeskiego kelnera, jak mu się podoba Ameryka. Powiedział, że jest jak Europa Wschodnia, tylko bogatsza. Zdziwiłem się i zapytałem, co przez to rozumie. Powiedział, że to takie samo policyjne państwo, jakie opuścił, tyle że CIA i FBI są "bardziej skuteczne". Potrafią śledzić swoich obywateli na tyle dyskretnie, że nikt tego nie zauważa. Zabawny przypadek "lustrzanego odbicia". Myślę, że swoboda, jaką cieszą się Amerykanie, jest trudna do zrozumienia dla przybyszów z Europy Wschodniej. Nasza kultura polityczna opiera się na zasadzie, że inwigilowanie kogokolwiek (z wyjątkiem przestępców i szpiegów) jest samo w sobie przestępstwem. Taka zasada obowiązuje w naszym prawie. Ludzie krytykujący Amerykę często o tym zapominają. Przed 11 września FBI nie miało prawa śledzić amerykańskich obywateli. Poza tym FBI jest bardzo małą instytucją, która może sobie pozwolić co najwyżej na śledzenie szaleńców, nazistów, komunistów, islamistów itd. Pod koniec lat siedemdziesiątych FBI została zmuszona do zapłacenia grzywny w związku z inwigilacją prowadzoną podczas akcji antyterrorystycznej (przeciwko komunistycznej Weather Underground). Urzędnicy agencji tracili prace ze względu na drobne uchybienia. W 1974 roku szef kontrwywiadu CIA (James Angleton) został zmuszony do rezygnacji ponieważ został powiązany ze sprawą otwierania listów nadchodzących ze Związku Sowieckiego. Wszyscy rządowi urzędnicy liczą się z konsekwencjami swoich działań. Mają świadomość, że takie organizacje jak ACLU (American Civil Liberties Union) czy National Lawyers Guild (prawnicza ekspozytura Komunistycznej Partii Stanów Zjednoczonych) nieustannie czyhają na każdy przejaw nieprawidłowości. Służby bezpieczeństwa w tym kraju zostały sparaliżowane na okres dwóch dekad. Atak z 11 września nastąpił w okresie, gdy prawo w praktyce chroniło szpiegów, sabotażystów i kryminalistów. Mamy w tym kraju bardzo wiele przepisów, a los policjanta jest nie do pozazdroszczenia. Słynny gangster Al Capone przez wiele lat nie mógł być oskarżony, ponieważ korzystał z praw obywatelskich, które dawały mu zdecydowaną przewagę w sądzie. Ostatecznie trafił do więzienia za naruszenie przepisów podatkowych. Dopiero 11 września zmienił sytuację, dając policji i FBI prawo monitorowania podejrzanych i zbierania informacji na temat grup wywrotowych. W ciągu ostatnich 20 lat, przed atakiem na World Trade Center, ani FBI ani CIA nie miały prawa do gromadzenia danych na temat amerykańskich organizacji wywrotowych działających na terenie Stanów Zjednoczonych. Należy także pamiętać, że amerykańskie służby bezpieczeństwa są prowadzone przez urzędników o poglądach liberalnych. Jednym z takich ludzi był George Tenet. Tą są ludzie, którzy uważają, że antykomunizm był chorym żartem (a komunizm jest terminem pozbawionym znaczenia). Poza Ameryką panuje przekonanie, zgodne z antyamerykańską propagandą, że Ameryka jest krajem prawicowym. Ale Ameryka, po pięciu dekadach gospodarczego sukcesu, jest słaba i zapuszczona. Bezpieczeństwo tego kraju pozostawia wiele do życzenia. Społeczeństwo interesuje się głównie kupowaniem i zabawą. Wszystko jest podporządkowane pracy i konsumpcji.

Chciałbym jeszcze powiedzieć kilka słów na temat szalonych przepisów prawnych i biurokracji w Stanach Zjednoczonych. Podczas gdy lewica nieustannie atakuje policję i służby bezpieczeństwa, jednocześnie prowadzi kampanię na rzecz pozbawienia amerykańskich obywateli broni. Prawodawstwo ekologiczne odbiera posiadaczom ziemi ich prawa własności. Podczas gdy szaleńcy o lewackich poglądach zajmują się edukacją na amerykańskich uniwersytetach, szaleńcy z prawego skrzydła, jak na przykład Timothy McVeigh, wyobrażają sobie, że obłędne prawa, wymuszane przez aktywistów z partii zielonych i innych lewackich organizacji, dowodzą istnienia żydowsko-masońskiego spisku. Ale powielanie skrajnej, obłędnej ideologii jeszcze niczego nie dowodzi. Odzwierciedla jedynie stan społeczeństwa, które jest niezdolne do zachowania własnych standardów, tradycji, intelektualnej uczciwości. Rządzi rodzaj anarchii, której efektem jest ideologiczne sobiepaństwo, pozwalające lewakom na dyktowanie przepisów w dziedzinie ochrony środowiska (na przykład niszczących przemysł drzewny na północnym zachodzie), podczas gdy prawicowi ekstremiści przygotowują się na nadejście "dnia sądu", wierząc że są rządzeni przez ZOG (okupacyjny rząd syjonistyczny). Timothy McVeigh przekonywał Teda Kaczyńskiego (the "unabomber") , że skrajna lewica i skrajna prawica powinny się zjednoczyć ponieważ mają tego samego wroga. Interesujące, że na podobny pomysł, czerwono-brunatnego aliansu, wpadł Stalin w latach 30.
Problem Ameryki polega na zatraceniu, osłabieniu, intelektualnym ześlizgu, utracie wartości, materializmie, permisywizmie. Na uwagę zasługuje jednak także siła, jaką dysponuje Ameryka. Amerykański fenomen, którego nie rozumieją Europejczycy, to wolność i przedsiębiorczość. Wolność narzuca przeciętnemu Amerykaninowi specyficzny rodzaj odpowiedzialności, kreatywności. Jestem przekonany, że wolność jest podstawową wartością. Nie może być jednak zgody na rozpasanie. Cywilizacja opiera się na tradycyjnych wartościach, wierze w Boga i klasycznym wykształceniu. Musimy zachować równowagę i powrócić do arystokratycznych wzorców kulturowych.


Jeffrey Richard Nyquist jest absolwentem Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine. W latach 1988-1992 był pracownikiem amerykańskiej Agencji Wywiadu Wojskowego, zajmując się zagadnieniami Związku Sowieckiego i Rosji. Publikował między innymi w Conservative Review i The New American oraz dzienniku internetowym WorldNetDaily. Obecnie jest redaktorem The Final Phase newsletter oraz własnej witryny internetowej JRNyquist.com. Jest również autorem wydanej w 1998 roku książki Origin of the Fourth World War.

Fatalna Fikcja 2005