Musimy zachować równowagę
Wywiad z Jeffreyem Nyquistem
|
|
DR: Zastanawiam się
jak przebiegały narodziny amerykańskiego antykomunisty w latach
80. Czy była to zwyczajna droga dla amerykańskiego młodzieńca
czy raczej całkiem wyjątkowy sposób poszukiwania odpowiedzi?
JRN: Zasadniczo Amerykanie zawsze byli antykomunistami.
Na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci zaszły jednak w tym względzie
jakościowe zmiany. W latach 50. Amerykanie zdali sobie sprawę,
że komunistyczni szpiedzy penetrują nasze instytucje i traktowali
to zagrożenie bardzo poważnie. Z upływem lat świadomość tego zagrożenia
stopniowo słabła. W okresie przemiany kulturowej, gdy książki
i czasopisma zostały zastąpione przez telewizję, publiczność przestała
się interesować komunizmem. Tendencja ta uległa odwróceniu, gdy
w 1980 roku na scenie pojawił się Ronald Reagan ze swoim oryginalnym,
staromodnym antykomunizmem, ale i wówczas wielu ludzi uważało
go za wstecznika. I tak na przykład, kadra uniwersytecka przejawiała
wobec Reagana nieprzyjazne stanowisko. Mimo to, jako były gwiazdor
filmowy, Reagan z łatwością znalazł sposób na przekazanie swojego
wojowniczego przesłania za pośrednictwem telewizji. Polityka Reagana
funkcjonowała świetnie zanim Gorbaczow nie zyskał jego sympatii
swoją "głasnostią" i "pierestrojką". W okresie
rządów Reagana głównym ośrodkiem młodzieżowego ruchu antykomunistycznego
była organizacja YAF (Young Americans for Freedom). Była to pozbawiona
większego znaczenia grupa, złożona z garstki "konserwatywnych"
studentów. W kampusie, w którym mieszkało około 20 tysięcy studentów
można było znaleźć 10-15 członków tej organizacji. Jako student
nauk politycznych na Uniwersytecie Kalifornijskim nie brałem aktywnego
udziału w życiu tej organizacji, nie licząc dwóch lub trzech spotkań,
na których byłem obecny. Rychło odkryłem, że głównym zajęciem
kierownictwa YAFu było palenie marihuany, a także i to, że jedna
z koleżanek, pochodząca z Europy Wschodniej, przekazywała moje
wypowiedzi lewicującym profesorom. Nie było to zbyt dopingujące
doświadczenie. Tak czy inaczej, antykomunizm nie był typowym obszarem
zainteresowań (a ci, którzy się nim zajmowali, byli uważani za
dziwaków). Nie była to także jakaś droga poszukiwania odpowiedzi,
ale raczej, jak w moim przypadku, efekt doświadczeń, jakie nabyłem
w środowisku akademickim. Ogromna grupa wykładowców i studentów
była marksistami. Nie byli to w żadnym razie sowieccy szpiedzy
albo agenci obcego mocarstwa. Byli po prostu zwolennikami socjalizmu
nienawidzącymi kapitalizmu. Byli skłonni wierzyć w sowiecką propagandę,
uważając jednocześnie, że wszystko to co robi amerykański rząd
jest "złe". Kpili z amerykańskiego systemu politycznego,
szydzili z amerykańskich wolności, gardzili wolnym rynkiem i w
tajemnicy marzyli o rewolucji. Byli to ludzie nacechowani wybujałą
ambicją, złością, zjadliwością i pretensjami. Kilku komunistów,
których spotkałem, było szczerymi idealistami; większość to zgorzkniałe
indywidua urażone faktem swojej kosmicznej nieistotności. W moim
przekonaniu Karol Marks był oszustem a komunizm zbrodniczym przedsięwzięciem.
W roku 1987 doszedłem do wniosku, że amerykańska tolerancja dla
komunizmu w środowisku uniwersyteckim jest dowodem, że nadchodzi
amerykańska "smuta". W 1987 byłem całkowicie osamotniony
w swoich poglądach, a wierzyłem wówczas, że nadchodzący krach
komunizmu, tak jak go przewidywał Anatolij Golicyn, nie będzie
równoznaczny z końcem zimnowojennego zagrożenia ze strony Rosji
(planami rozbicia światowego rynku i wyeliminowania Stanów Zjednoczonych
z rozgrywki o światową dominację).
DR: Czy będę w błędzie jeśli powiem, że amerykański
antykomunizm (także dzisiaj) to dziwna mieszanka konsekwentnego
konserwatyzmu i nieco szalonych teorii spiskowych? Pamiętam szok,
jaki przeżyłem, gdy przeczytałem, że bolszewicka rewolucja w Rosji
została sprokurowana przez małą grupkę nowojorskich masońskich
strategów. Czy możesz skomentować to zjawisko i czy miałeś własne
doświadczenia z ludźmi o takich poglądach?
JRN: Idea, że rewolucja bolszewicka została zainspirowana
przez grupę masonów z Nowego Jorku, którą popiera część spiskowych
teoretyków, to brudne odpadki po Protokołach Mędrców Syjonu.
To teoria pełna intelektualnej trucizny, ignorancka i pozbawiona
sensu. Amerykanie, którzy wierzą w takie teorie, są przeciwnikami
rządu. Występują przeciwko kapitalizmowi, nieświadomie zbliżając
się w ten sposób do komunistów, wyobrażają sobie równocześnie,
że dzięki temu występują przeciwko SPISKOWI. W rzeczywistości,
zarówno Protokoły, jak i inne podobne bzdury zostały wymyślone
przez rosyjską tajną policję w celu manipulacji masami. Obecnie
Rosjanie nadal wykorzystują te same metody. Świat Arabski, jak
i pozostałe kraje islamskie są owładnięte tego typu nonsensownymi
teoriami. To samo można powiedzieć o naszych prymitywnych antykomunistach
w Ameryce - jak na przykład przedstawiciele John Birch Society
- którzy są przekonani, że istnieje spisek "ponad komunizmem"
(czyli kapitalizm). Wielka teoria spiskowa jest w rzeczywistości
zaraźliwą intelektualną chorobą.
DR: Czy możesz powiedzieć jaka jest rzeczywista
sytuacja antykomunizmu w dzisiejszej Ameryce? Czy to prawda, że
antykomunistyczne poglądy są deklarowane głównie przez zwolenników
spiskowych teorii? Jak wielu Amerykanów, wolnych od spiskowych
naleciałości albo wiary w numerologię, reprezentuje przekonanie,
że pierestrojka była podstępem?
JRN: Spotykam albo koresponduję z około trzema
setkami ludzi, którzy uważają, że pierestrojka była podstępem,
i którzy jednocześnie zgadzają się ze mną, że nie istnieje spisek
masoński opisywany przez spiskowych teoretyków. Moja książka została
sprzedana w nakładzie 8000 egzemplarzy. Moja witryna internetowa
ma około 4000 stałych czytelników. Moja rubryka w witrynie WorldNetDaily
miała od 10 do 100 tysięcy czytelników. W kilku różnych programach
radiowych miałem ponad 5 milionów słuchaczy. Muszę jednocześnie
przyznać, że moje publikacje i audycje napotykały na ogół chłodne
lub pogardliwe oceny. Można by powiedzieć, że zostałem zepchnięty
na polityczne peryferia.
DR: Jaki był wpływ Anatolija Golicyna na twoje
poglądy polityczne i czy można sobie wyobrazić dzisiejszy antykomunizm
Jeffreya Nyquista bez doświadczenia z The New Lies for Old?
JRN: Golicyn pośrednio wpłynął na moje poglądy
polityczne. Przede wszystkim na sposób postrzegania sowieckiej
strategii, co z kolei pozwoliło mi na oszacowanie słabości tkwiących
w kapitalistycznym Zachodzie, związanych z hedonistycznym konsumpcjonizmem,
odejściem od wartości duchowych i zgubnym wpływem telewizji. Należy
sobie uświadomić, że zarówno Rosja jak i Chiny są nadal dużo słabsze
od Stanów Zjednoczonych. Ale bogactwo i siła ulegają korozji,
jeśli nie są odpowiednio zabezpieczane. Jestem przekonany, że
tego właśnie doświadcza Ameryka. Rosja cierpliwie czeka na rozwój
sytuacji. W rzeczywistości Rosja potrafi manipulować Ameryką na
najprzeróżniejsze sposoby. Chcę także podkreślić, że Golicyn nie
jest nieomylny, a jego analiza nie jest w stu procentach poprawna.
Nie mamy dostatecznej wiedzy, w jaki sposób działają wewnętrzne
struktury "byłego" Związku Sowieckiego. Mechanizmy ich
funkcjonowania są zbyt utajnione. Nie znamy nawet poglądów czołowych
sowieckich graczy (ich orientacji ideologicznej). Obserwując ich
zachowania w ciągu ostatnich piętnastu lat, jestem pewien tylko
jednego: Golicyn ma bezsprzecznie rację w odniesieniu do ostatecznych
celów rosyjskiej polityki. Niezależnie od tego, co mogą oznaczać
"zmiany" przeprowadzone w świecie komunistycznym, istnieje
konsekwentne dążenie do wykorzystania tych zmian w celu odsunięcia
Ameryki od Europy, zbudowania wojskowego przymierza z Chinami,
odnowienia sowieckiego przemysłu zbrojeniowego, użycia zorganizowanych
grup przestępczych jako sprzymierzeńców w tajnej wojnie, sabotowania
amerykańskiego systemu gospodarczego poprzez kontrolowanie podaży
surowców mineralnych i penetrację głównych banków, ostatecznego
odizolowania i destabilizacji Stanów Zjednoczonych, i odebranie
wszelkich szans na odwrócenie sytuacji i ewentualne użycie amerykańskiego
potencjału atomowego. Po osiągnięciu tych celów Moskwa i Pekin
planują podzielenie świata na sfery wpływów, przy czym mniejsze
państwa miałyby swój udział w "podziale łupów". Można
ten cały plan nazwać wielką strategiczną propozycją, która nigdy
nie traci na aktualności. Co najwyżej jest dostosowywana do nowych
warunków i wymogów. Wewnętrzna struktura moskiewskiego przywództwa
nie podlega zmianie (niezależnie od obowiązującej ideologii) -
istotne zmiany zdarzają się w tym świecie niezwykle rzadko. Niezależnie
od tego jakie są źródła trafnych prognoz Golicyna, czy są związane
z jego aktywnością w kręgach kagebowskich strategów, czy też niezwykłą
psychosocjologiczną intuicją, właściwie przewidział główne trendy
rozwoju stosunków międzynarodowych. Miał niewątpliwie duży wpływ
na moje myślenie o polityce.
DR: Cofnijmy się do wczesnych lat 60. Sowiecki
szpieg, A. Golicyn przybywa do Waszyngtonu. Przechowuje w swojej
głowie wielkie polityczne rewelacje, na tyle istotne, że domaga
się rozmowy z najwyższym przedstawicielem amerykańskiej polityki.
Pojawia się kłopot. Oczywiście, Kennedy nie może sobie pozwolić
na bezpośrednią rozmowę z rosyjskim szpiegiem. Wówczas Golicyn
spotyka Angletona, szefa kontrwywiadu CIA, najbardziej kompetentną
osobę na tym stanowisku. Przez kolejne 13 lat pracują razem nad
przekonaniem amerykańskich polityków o realnym zagrożeniu ze strony
komunistów, o celach sowieckiej strategii. Historia tej współpracy
nie ma dobrego zakończenia. W 1974 roku Angleton zostaje zwolniony,
Golicyn zepchnięty w polityczny niebyt. Czy był to przełomowy
moment w amerykańskiej polityce obronnej? Czy istnieje jakiś związek
pomiędzy losem golicynowskiego przesłania a amerykańską polityką
detente?
JRN: Administracja prezydenta Nixona dokonała
spustoszenia w wielu obszarach. Nixonowska polityka detente, jego
otwarcie na Chiny, miały oczywiście zgubny wpływ zarówno dla przesłania,
z jakim do Stanów Zjednoczonych przybył Golicyn, jak też na Angletona,
jako szefa kontrwywiadu CIA. Być może fakty te nie są dobrze znane
w Polsce, ale pewien dezerter polskiego wywiadu, Michał Goleniewski,
twierdził że doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego Nixona,
Henry Kissinger, był sowieckim agentem zwerbowanym przez GRU podczas
okupacji Niemiec w 1945 roku. Istniały co prawda poważne zastrzeżenia
co do psychicznej kondycji Goleniewskiego, niemniej wszystkie
informacje, które przekazywał, były wiarygodne. Zresztą w przypadku
Kissingera, istnieją pewne fakty, które zdają się potwierdzać
twierdzenie Goleniewskiego. Biografia Kissingera ujawnia, że kilkakrotnie
angażował w Departamencie Stanu ludzi, którzy mieli jednoznaczne
powiązania komunistyczne. Podejrzenia wzbudza także polityka Kissingera
w odniesieniu do Wietnamu i Chin. Układ o kontroli zbrojeń ze
Związkiem Sowieckim, jak też decyzja o jednostronnym zniszczeniu
amerykańskich zapasów broni biologicznej aż proszą się o wyjaśnienie.
Działania polityczne prowadzone później przez protegowanych Kissingera:
Lawrence`a Eagleburgera, Brenta Scowcrofta i Alexandra Haig`a
także wzbudzają wątpliwości. Bardziej jednak znaczący od potencjalnej
penetracji Stanów Zjednoczonych przez sowiecką agenturę wydaje
się rodzaj hedonistycznego sposobu myślenia, który owładnął Ameryką
począwszy od 1975 roku. Niewygodne wnioski, potrzeba dokonywania
trudnych wyborów, reforma instytucji wywiadowczych znalazły się
poza sferą zainteresowania. Dominować zaczęła wewnętrzna słabość.
Analizy Golicyna i przestrogi Angletona zostały zaklasyfikowane
jako "zimnowojenna paranoja". Obawy przed rosyjską penetracją,
rosyjskim podstępem były oceniane w kategoriach choroby psychicznej.
Mamy tu drobny przyczynek do "socjologii wiedzy". W
pewnych warunkach kulturowych, pewne fakty nie mogą zostać poznane,
ponieważ są społecznie nieakceptowalne.
DR: Lata osiemdziesiąte były dekadą Solidarności
w Polsce. Lech Wałęsa był wielkim bohaterem. Mieliśmy zagrożenie
sowiecką interwencją, czołgi na ulicach. Polski sen o wolności.
Czy podejrzewałeś wówczas, że wszystkie te wydarzenia mogą być
czymś w rodzaju politycznej manipulacji?
JRN: Tu w Ameryce słyszałem wiele różnych rzeczy
od moich polsko-amerykańskich przyjaciół, dominowała jednak nadzieja.
Na początku lat osiemdziesiątych nie miałem żadnych podejrzeń.
Amerykanie bardzo życzliwie przyjęli ideę wolnej Polski; Wałęsa
był dla nas bohaterem. Nikt nie zwracał uwagi na przestrogi Golicyna
w odniesieniu do Solidarności, które opublikował w 1984 roku w
swojej książce New Lies for Old. Golicyn wyjaśniał, że
komuniści przejęli ruch Solidarności aby wprowadzić kontrolowane
zmiany. Rewolucje z roku 1989 obserwowałem ze sceptycyzmem. Czekałem
na krytykę ze strony zachodnich analityków. Ale nic takiego nie
miało miejsca. Wszyscy bez wyjątku bezkrytycznie akceptowali zmiany
z lat 1989-1991. Nie było żadnej dyskusji. Opublikowano za to
kilka antygolicynowskich książek, oczerniających autora i jego
idee. Jednym z przykładów jest książka "Cold Warrior"
Toma Mangolda. Mangold pojawiał się w wielu programach telewizyjnych,
podczas których starał się dowieść, że Golicyn jest niezrównoważony
psychicznie. Nie było w nich mowy o trafnych prognozach Golicyna,
a jego reputacja została zniszczona.
DR: Ronald Reagan uosabiał nadzieje całego
świata antykomunistycznego. Czy możesz wyjaśnić dlaczego właśnie
jego prezydentura została wybrana na wdrożenie sowieckiej strategii?
Czy była to najlepsza pora czy po prostu przypadek?
JRN: Moskiewscy stratedzy mogli sobie pozwolić
na wszystko, pod warunkiem, że uda im się nieco zmiękczyć Reagana.
Oczywiście, Reagan był coraz starszy i mniej twardy. Sowieci zdecydowali
się podjąć działania w ostatnich latach jego drugiej prezydentury.
Po zakończeniu zimnowojennych gier, zaczęli przypochlebiać się
Reaganowi. Stwarzali wrażenie ustępliwych. To było bardzo skuteczne
taktyczne posunięcie. Zarówno w przypadku Reagana, jak i Thatcher,
zadziałała wielka ofensywa oczarowywania, dzięki czemu Gorbaczow
został uznany "za człowieka z którym można ubić interes".
W takiej atmosferze żaden konserwatysta nie ośmielił się powątpiewać
w autentyczność zmian w bloku komunistycznym. W rzeczywistości,
konserwatyści z niecierpliwością oczekiwali na moment, w którym
będą mogli ogłosić zwycięstwo. Uruchomiony został mechanizm samonapędzający.
DR: Fałszywy rozpad komunizmu, tzw. "demokratyczne
rewolucje" w takich krajach jak Polska, Węgry, Wschodnie
Niemcy, Rumunia itd. zostały ocenione, wbrew oczywistym faktom,
jako prawdziwe historyczne wydarzenia przez elity polityczne Zachodniej
Europy i Stanów Zjednoczonych. Czy był to przejaw typowej zachodniej
naiwności, dobrze wykonana praca agentów wpływu, czy po prostu
szczęśliwy dla Moskwy zbieg okoliczności?
JRN: Ludzie uwielbiają uważać siebie za zwycięzców.
Nic bardziej nie pochlebia. Zmiany w Polsce, Czechosłowacji, Rumunii
zostały przyjęte z ulgą. To był taki polityczny ekwiwalent narkotyków.
Należy przy tym pamiętać, że Zachód był podzielony w kwestii komunizmu,
z dominującym poglądem lewicy, że komunizm nigdy nie był poważnym
zagrożeniem. Poza tym, jak już wcześniej wspomniałem, Zachód przyjął
hedonistyczny styl patrzenia na sprawy.
DR: Czy możemy zatem powiedzieć, że komuniści
organizując fałszywe przewroty w zasadzie niczym nie ryzykowali,
ponieważ ten który przynosi dobre wieści zawsze jest mile widziany?
Czy tę samą zasadę możemy zastosować w odniesieniu do politycznych
analityków i polityków?
JRN: Komuniści podjęli ryzyko. Ale Moskwa nigdy
nie ryzykuje nazbyt wiele. Po pierwsze komuniści dokładnie spenetrowali
zachodnie agencje wywiadowcze. Po drugie dobrze umiejscowieni
sowieccy agenci wpływu mogli zagwarantować odpowiednie komentarze
prasowe i odpowiednią reakcję Białego Domu. Musimy przy tym pamiętać
jak bardzo zmienny, zygzakowaty był proces Pierestrojki. Jak powiedział
sam Gorbaczow, to nie była "prosta droga". Gdyby sowiecka
"porażka" nie była odpowiednio dobrze i z wyprzedzeniem
przygotowana, wówczas prawda bardzo szybko wypłynęłaby na powierzchnię.
Jak wiesz, w wielu dziedzinach życia w Rosji widoczne są przejawy
anarchii. Ogromny regres pod względem gospodarczym. Rosja bardzo
mocno ucierpiała w wyniku realnych problemów, co z resztą pozwoliło
na zdyskredytowanie liberalnych reform. Jeśli zaś chodzi o zachodnich
analityków politycznych, spójrz na smutny przypadek sowietologa,
Francisa Fukuyamę, albo na przypadek doradcy bezpieczeństwa narodowego,
Condoleezzy Rice. To nie są myśliciele ani stratedzy.
DR: Czy dysponujesz jednoznacznym poglądem
na temat celów i metod sowieckiej strategii związanych z fałszywym
upadkiem komunizmu? Z jednej strony mamy jednostronnie rozbrajający
się Zachód i intensywne sowieckie zbrojenia dokonywane pod przykrywką
legendy o rdzewiejącym sowieckim arsenale. Z drugiej strony mamy
wiecznie żywą ideę konwergencji, której celem jest stopniowe łączenie
dwóch systemów politycznych. Czy nie sądzisz, w świetle nieustannie
narastających lewackich tendencji w krajach Zachodu, że rozwiązanie
militarne nie będzie potrzebne?
JRN: To jest świetne pytanie ponieważ dobrze
ilustruje różnicę pomiędzy racjonalistycznym myśleniem o historii
w zderzeniu z podejściem empirycznym. Każda z walczących stron
chce wygrać jak najmniejszym kosztem sił. Zwycięstwo osiągnięte
bez walki jest, zdaniem Sun Tzu, "wyrazem wojskowej doskonałości".
Ale zjawiska takie jak przewrót, konwergencja, proces podstępnych
zmian i korupcji - zarówno na Wschodzie jak i na Zachodzie - prowadzą
do intelektualnego i moralnego otrzeźwienia. Nieuchronnym efektem
musi być przemoc na katastrofalną skalę, o wymiarze epickim. Nie
sposób spowodować aby ludzie całkowicie stracili zdrowy rozsądek,
nie sposób zburzyć całkowicie fundamenty porządku. Oczywiście,
Rosja i Chiny mają nadzieję na zwycięstwo bez użycia krwawej przemocy.
Przeprowadzili wiele poważnych zmian w ramach swoich systemów
społecznych - Chiny dokonały prawdziwej gospodarczej rewolucji,
Rosja dokonała pozornej politycznej rewolucji w obrębie państw
WNP. Ale załamanie się globalnego systemu gospodarczego, opartego
w tej chwili na dominującej pozycji Stanów Zjednoczonych, oznacza
ogólny kryzys, którego efektem będzie międzynarodowa anarchia
i autorytaryzm. To jednoznaczna zapowiedź nadejścia kolejnej wojny
światowej.
DR: Czyli uważasz, że wybuch trzeciej wojny
światowej jest nieuchronny. Czy masz wyrobiony pogląd jak może
wyglądać geneza tego konfliktu? Czego możemy się spodziewać: zmasowanych
terrorystycznych ataków na Stany zjednoczone, ataku atomowego,
kolejnej wojny z jednym z tzw. wrogich państw, chińskiej agresji
na Tajwan?
JRN: Od 1987 roku zastanawiałem się jak w praktyce
może wyglądać strategia podstępu. Byłem przekonany, że Zachód
zostanie "ogłupiony" bliskim "rozpadem" Związku
Sowieckiego. Że Zachód opuści gardę. Po 1989 roku zdałem sobie
także sprawę, że antykomunizm przegrywa politycznie, traci wpływy
w mediach i w społeczeństwie. Przewidywałem wówczas, że Afryka
Południowa zostanie opanowana przez Afrykański Kongres Narodowy,
zdominowany przez komunistów, że podobne zjawiska będą miały miejsce
w Ameryce Łacińskiej, że najwyższe kręgi rządowe Stanów Zjednoczonych
zostaną spenetrowane. Rosja będzie nadal wzmacniać swoją siłę
uderzeniową, rozwijając swój arsenał z pomocą zachodniej technologii.
Dostrzegałem także możliwość sabotażu gospodarczego a także użycie
działań o charakterze terrorystycznym w strategii, choć nie wiedziałem
jeszcze w jaki sposób elementy te mogą zostać powiązane. Wnioski
były proste. Moskiewscy stratedzy zmierzali do destabilizacji
Stanów Zjednoczonych. Było tylko jedno wytłumaczenie tych działań:
przygotowania do zmasowanego wojennego ataku. Intencje takie są
oczywiste także z punktu widzenia przygotowań do przyszłej wojny,
podejmowanych przez różne kraje satelickie, takie jak Kuba, Korea
Płn. Jednak taka wojna byłaby szaleństwem, jeśli wcześniej nie
podjętoby odpowiednich działań: zdyskredytowania Stanów Zjednoczonych
w wyniku krachu gospodarczego, wywołania zamieszek, konfliktów
zbrojnych w różnych rejonach świata i spektakularnych ataków terrorystycznych.
Jak powiedziałem wcześniej, islamski terroryzm ma na celu odwrócenie
uwagi od istotnego zagrożenia. Konflikt iracki nie jest pierwszoplanowym
problemem. Jego celem jest związanie sił wojskowych Stanów Zjednoczonych
tak aby utraciły one znaczną część swojego potencjału. Decydującym
impulsem może być kolejny atak terrorystyczny, który spowoduje
poważny krach gospodarczy, a to będzie oznaczać kryzys we wszystkich
możliwych obszarach. Ewentualny konflikt w cieśninie tajwańskiej,
z udziałem Rosji wspierającej Chiny przeciwko Stanom Zjednoczonym,
dobrze pasuje do tego scenariusza. Wojna światowa może zostać
wywołana na wiele sposobów, ale kolejny atak terrorystyczny i
związana z nim destabilizacja Stanów Zjednoczonych, albo sabotaż
gospodarczy będą najpoważniejszymi sygnałami. Rosja i Chiny zaatakują,
gdy Stany Zjednoczone utracą kontrolę na swoim arsenałem atomowym,
kiedy funkcjonowanie rządu i komunikacja zostaną sparaliżowane,
kiedy amerykańskie siły wojskowe zostaną uwięzione w jakimś zamorskim
kraju i nie będą miały szansy powrotu. Nastąpią ataki terrorystyczne
kierowane bezpośrednio przez siły specjalne Rosji i Chin. Siły
te potrafią zastosować każdy rodzaj broni masowego rażenia: broń
biologiczną, chemiczną, atomową.
DR: Reprezentujesz bardzo krytyczne stanowisko
wobec społecznych i politycznych realiów w Stanach Zjednoczonych.
W swojej książce, Geneza IV wojny światowej, przedstawiłeś
dramatyczny obraz moralnej i duchowej kondycji amerykańskich obywateli.
Jak twoim zdaniem będzie wyglądać przyszłość Ameryki?
JRN: Jestem przekonany, że dolar nadal będzie
tracił na wartości, nastąpi poważny kryzys gospodarczy, Stany
Zjednoczone staną się niestabilne politycznie, a komuniści (czyli
Moskwa i Pekin) wykorzystają tę sytuację w kontekście strategicznym.
DR: Od moskiewskiego puczu minęło prawie 15
lat. W tym czasie w bloku sowieckim nie zaszły żadne prawdziwe
demokratyczne zmiany. Komuniści rządzą niemal w każdym zakątku
tego smętnego obszaru. Wydaje się, że Zachód nie ma najmniejszego
zamiaru zmieniać tej sytuacji. Ma zresztą własne problemy: terroryzm,
narkotyki, zorganizowana przestępczość - nie ma czasu na zajmowanie
się drugorzędnymi sprawami. W rzeczywistości sam Zachód jest swoim
największym problemem. Tradycyjny sens wolności został pochłonięty
przez coś w rodzaju czarnej dziury. Ogromna biurokracja, niewyobrażalna
korupcja, polityczna poprawność, totalna inwigilacja własnych
obywateli, niewyobrażalny fiskalizm, wszystkie te czynniki wyznaczają
kierunek, w którym zmierza Zachód. To już nie wolność, ale niewolnictwo.
Nowa twarz bolszewizmu. Czy znajdujesz odpowiedź na te zjawiska?
JRN: Muszę skorygować fałszywe wyobrażenie na
temat Ameryki, jakie pokutuje wśród wielu mieszkańców Wschodniej
Europy. Wiedząc w jaki sposób funkcjonuje amerykański system bezpieczeństwa,
znając procedury jakimi podlega policja i odpowiednie służby (sam
mam pewne doświadczenie w tej dziedzinie), muszę powiedzieć, że
twierdzenie jakoby amerykańscy obywatele byli poddawani "totalnej
inwigilacji" jest całkowicie mylne. Pamiętam swój szok, gdy
w 1988 roku zapytałem czeskiego kelnera, jak mu się podoba Ameryka.
Powiedział, że jest jak Europa Wschodnia, tylko bogatsza. Zdziwiłem
się i zapytałem, co przez to rozumie. Powiedział, że to takie
samo policyjne państwo, jakie opuścił, tyle że CIA i FBI są "bardziej
skuteczne". Potrafią śledzić swoich obywateli na tyle dyskretnie,
że nikt tego nie zauważa. Zabawny przypadek "lustrzanego
odbicia". Myślę, że swoboda, jaką cieszą się Amerykanie,
jest trudna do zrozumienia dla przybyszów z Europy Wschodniej.
Nasza kultura polityczna opiera się na zasadzie, że inwigilowanie
kogokolwiek (z wyjątkiem przestępców i szpiegów) jest samo w sobie
przestępstwem. Taka zasada obowiązuje w naszym prawie. Ludzie
krytykujący Amerykę często o tym zapominają. Przed 11 września
FBI nie miało prawa śledzić amerykańskich obywateli. Poza tym
FBI jest bardzo małą instytucją, która może sobie pozwolić co
najwyżej na śledzenie szaleńców, nazistów, komunistów, islamistów
itd. Pod koniec lat siedemdziesiątych FBI została zmuszona do
zapłacenia grzywny w związku z inwigilacją prowadzoną podczas
akcji antyterrorystycznej (przeciwko komunistycznej Weather Underground).
Urzędnicy agencji tracili prace ze względu na drobne uchybienia.
W 1974 roku szef kontrwywiadu CIA (James Angleton) został zmuszony
do rezygnacji ponieważ został powiązany ze sprawą otwierania listów
nadchodzących ze Związku Sowieckiego. Wszyscy rządowi urzędnicy
liczą się z konsekwencjami swoich działań. Mają świadomość, że
takie organizacje jak ACLU (American Civil Liberties Union) czy
National Lawyers Guild (prawnicza ekspozytura Komunistycznej Partii
Stanów Zjednoczonych) nieustannie czyhają na każdy przejaw nieprawidłowości.
Służby bezpieczeństwa w tym kraju zostały sparaliżowane na okres
dwóch dekad. Atak z 11 września nastąpił w okresie, gdy prawo
w praktyce chroniło szpiegów, sabotażystów i kryminalistów. Mamy
w tym kraju bardzo wiele przepisów, a los policjanta jest nie
do pozazdroszczenia. Słynny gangster Al Capone przez wiele lat
nie mógł być oskarżony, ponieważ korzystał z praw obywatelskich,
które dawały mu zdecydowaną przewagę w sądzie. Ostatecznie trafił
do więzienia za naruszenie przepisów podatkowych. Dopiero 11 września
zmienił sytuację, dając policji i FBI prawo monitorowania podejrzanych
i zbierania informacji na temat grup wywrotowych. W ciągu ostatnich
20 lat, przed atakiem na World Trade Center, ani FBI ani CIA nie
miały prawa do gromadzenia danych na temat amerykańskich organizacji
wywrotowych działających na terenie Stanów Zjednoczonych. Należy
także pamiętać, że amerykańskie służby bezpieczeństwa są prowadzone
przez urzędników o poglądach liberalnych. Jednym z takich ludzi
był George Tenet. Tą są ludzie, którzy uważają, że antykomunizm
był chorym żartem (a komunizm jest terminem pozbawionym znaczenia).
Poza Ameryką panuje przekonanie, zgodne z antyamerykańską propagandą,
że Ameryka jest krajem prawicowym. Ale Ameryka, po pięciu dekadach
gospodarczego sukcesu, jest słaba i zapuszczona. Bezpieczeństwo
tego kraju pozostawia wiele do życzenia. Społeczeństwo interesuje
się głównie kupowaniem i zabawą. Wszystko jest podporządkowane
pracy i konsumpcji.
Chciałbym jeszcze powiedzieć kilka słów na temat
szalonych przepisów prawnych i biurokracji w Stanach Zjednoczonych.
Podczas gdy lewica nieustannie atakuje policję i służby bezpieczeństwa,
jednocześnie prowadzi kampanię na rzecz pozbawienia amerykańskich
obywateli broni. Prawodawstwo ekologiczne odbiera posiadaczom
ziemi ich prawa własności. Podczas gdy szaleńcy o lewackich poglądach
zajmują się edukacją na amerykańskich uniwersytetach, szaleńcy
z prawego skrzydła, jak na przykład Timothy McVeigh, wyobrażają
sobie, że obłędne prawa, wymuszane przez aktywistów z partii zielonych
i innych lewackich organizacji, dowodzą istnienia żydowsko-masońskiego
spisku. Ale powielanie skrajnej, obłędnej ideologii jeszcze niczego
nie dowodzi. Odzwierciedla jedynie stan społeczeństwa, które jest
niezdolne do zachowania własnych standardów, tradycji, intelektualnej
uczciwości. Rządzi rodzaj anarchii, której efektem jest ideologiczne
sobiepaństwo, pozwalające lewakom na dyktowanie przepisów w dziedzinie
ochrony środowiska (na przykład niszczących przemysł drzewny na
północnym zachodzie), podczas gdy prawicowi ekstremiści przygotowują
się na nadejście "dnia sądu", wierząc że są rządzeni
przez ZOG (okupacyjny rząd syjonistyczny). Timothy McVeigh przekonywał
Teda Kaczyńskiego (the "unabomber") , że skrajna lewica
i skrajna prawica powinny się zjednoczyć ponieważ mają tego samego
wroga. Interesujące, że na podobny pomysł, czerwono-brunatnego
aliansu, wpadł Stalin w latach 30.
Problem Ameryki polega na zatraceniu, osłabieniu, intelektualnym
ześlizgu, utracie wartości, materializmie, permisywizmie. Na uwagę
zasługuje jednak także siła, jaką dysponuje Ameryka. Amerykański
fenomen, którego nie rozumieją Europejczycy, to wolność i przedsiębiorczość.
Wolność narzuca przeciętnemu Amerykaninowi specyficzny rodzaj
odpowiedzialności, kreatywności. Jestem przekonany, że wolność
jest podstawową wartością. Nie może być jednak zgody na rozpasanie.
Cywilizacja opiera się na tradycyjnych wartościach, wierze w Boga
i klasycznym wykształceniu. Musimy zachować równowagę i powrócić
do arystokratycznych wzorców kulturowych.
Jeffrey Richard Nyquist
jest absolwentem Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine. W latach
1988-1992 był pracownikiem amerykańskiej Agencji Wywiadu Wojskowego,
zajmując się zagadnieniami Związku Sowieckiego i Rosji. Publikował
między innymi w Conservative Review i The New American oraz dzienniku
internetowym WorldNetDaily. Obecnie jest redaktorem The Final
Phase newsletter oraz własnej witryny internetowej JRNyquist.com.
Jest również autorem wydanej w 1998 roku książki Origin of the
Fourth World War.
|