Dariusz Rohnka
Wiele hałasu...

Poznań, 29.04.2004

Bywały w dziejach tego narodu chwile wielkie i wspaniałe, choć nie wiem czy słusznie staramy się o nich pamiętać. Bywały chwile zdradzieckie i haniebne, i dobrze chyba, że pałamy na ich wspomnienie zbiorowym rumieńcem. Bywały chwile heroiczne i tragiczne, których niezatarty obraz owocuje piętnem narodowej tożsamości. To głównie dzięki nim jesteśmy, jeszcze. Ani to poniżenie, ani wstyd, ani wykwit zaśniedziałego kompleksu, a jedynie prosta współzależność. Choć to niezaprzeczalnie smutne, że fundamentem, na którym przychodzi nam budować jest niedola, porażka i upadek. To męska sprawa, patrzeć prawdzie w oczy. Nie należymy do zwycięzców!
Dzieje są bezduszne, głuche, nie zdeterminowane. Nie można ich przebłagać, ugłaskać, okpić. Są jak bezpańskie koło oderwane od wozu, które mknie poprzez wieki, rozgniatając na swojej drodze każdą mimowolną ofiarę. Mamy nieszczęście nazbyt często trwać w koleinie, po której toczy się ślepym pędem. Uskarżać się na tę okoliczność, wygrażać losowi pięściami, to dziecinada.
Dzieje są bezduszne, zatem nie mają poczucia humoru. Dlaczegoś jednak czasem wydobywają z siebie niemy chichot. Robią tak zawsze wtedy, gdy zamiast budować historię, inscenizują farsę. Być przedmiotem farsy to dla narodu szczególnie bolesne doświadczenie.
Przykro wyznać jak często w ciągu ostatnich stuleci grywaliśmy główne role na deskach światowej komedii. Ilu imperatorom i ich pogromicielom, ilu fałszywym aliantom i ugrzecznionym oprawcom zaufaliśmy bez reszty. Ile razy jadowita kpina kąsała naszą dumę. Ile razy nie kąsała, oddając nasze rozeznanie dziewiczej niewiedzy.
Niewiedza nie jest bolesna, za to okupiona wysoką ceną, brakiem świadomości. Nie wiemy kim jesteśmy, ani jakie jest nasze miejsce. Żyjemy złudzeniem, ułudą, fatamorganą. Pogrążeni jesteśmy w ciężkim śnie, somnambulicznym.
Nagle przychodzi otrzeźwienie, larum, veto! Chcą nam odebrać to, chcą nam odebrać tamto! Wolność, niepodległość, wszelkie licho, o które walczyli praojcowie! Somnambulik nie zdaje sobie sprawy ze swojego stanu. Niebezpiecznie jest go zbudzić, uświadomić. Jedyny przypadek to ten, gdy stoi na krawędzi przepaści.
O jaką wolność wam idzie, jaką niepodległość? Żeby jej bronić, niepodległości, trzeba ją najpierw zdobyć, mieć. Krążąc od piętnastu lat wokół omszałych murów tego samego więzienia uznaliście, że to jest wasz nowy dom. Co może być bardziej groteskowe niż obraz więźnia zadomowionego w kazamatach? Więzień, który drży z obawy, aby nie skradziono mu okowów i łańcucha, do którego on przykuty i jego miska.
O co tyle krzyku, o co tyle hałasu? Oto otwierają się podwoje nowego więzienia, bardziej przestronnego, bardziej luksusowego. Czy zawodowy więzień nie powinien być zadowolony?

Istnieją poważne powody, aby bać się przyszłości. Poważne, a więc tutaj zgoła nie na miejscu. O nich przy innej okazji.

Fatalna Fikcja 2005